Wenus Knidyjska – wizerunek skromnej, zawstydzonej hetery

Wenus z Knidos, rzymska kopia posągu Praksytelesa z połowy IV w. p.n.e.,Musei Vaticani

Wenus z Knidos, rzymska kopia posągu Praksytelesa z połowy IV w. p.n.e.,Musei Vaticani

Grecka mitologia będąca źródłem licznych opowieści o Afrodycie, czyli rzymskiej Wenus, opisuje boginię miłości jako ucieleśnienie ideału kobiecej urody i pożądania. Pewna siebie i zapalczywa uwodzicielka wydaje się zawsze bezkompromisowo podążać za swoim uczuciem, nie zważając na męża, którego nagminnie zdradza. I oto pojawia się przed nami jej piękne ciało i delikatna twarz pod ciasno upiętymi włosami. Właśnie zdjęła swą szatę, aby zanurzyć się w morzu. A może skończywszy kąpiel, wychodzi już na brzeg i sięga po ubranie rzucone wcześniej niedbale na wazon. Jej ręka bezwiednie zdaje się zakrywać łono, jakby bogini została zaskoczona w nagości. Czegóż jednak lękać i czego się wstydzić może bogini miłości?

Wenus z Knidos, rzymska kopia posągu Praksytelesa z połowy IV w. p.n.e.,Musei Vaticani
Wenus z Knidos, rzeźba Praksytelesa - rzymska kopia, Musei Vaticani
Jean-Léon Gérôme, Fryne przed areopagiem, Kunsthalle, Hamburg

Grecka mitologia będąca źródłem licznych opowieści o Afrodycie, czyli rzymskiej Wenus, opisuje boginię miłości jako ucieleśnienie ideału kobiecej urody i pożądania. Pewna siebie i zapalczywa uwodzicielka wydaje się zawsze bezkompromisowo podążać za swoim uczuciem, nie zważając na męża, którego nagminnie zdradza. I oto pojawia się przed nami jej piękne ciało i delikatna twarz pod ciasno upiętymi włosami. Właśnie zdjęła swą szatę, aby zanurzyć się w morzu. A może skończywszy kąpiel, wychodzi już na brzeg i sięga po ubranie rzucone wcześniej niedbale na wazon. Jej ręka bezwiednie zdaje się zakrywać łono, jakby bogini została zaskoczona w nagości. Czegóż jednak lękać i czego się wstydzić może bogini miłości?

Posągi męskich bogów, herosów i sportowców były w starożytnej Grecji szeroko rozpowszechnione. Bez najmniejszego problemu ukazywano ich piękne, muskularne sylwetki i obnażone genitalia. Z żeńską nagością obchodzono się inaczej. Co prawda olimp greckich bogów pełen jest kobiet, a ich rola i kompetencje są szerokie, ale sama kobieta miała w starożytnej Grecji rangę niższą, całkowicie podporządkowaną woli mężczyzny. Żona, której najważniejszym zadaniem było wydawanie na świat potomstwa, miała być płodna, skromna i zajęta utrzymywaniem domowego porządku. Nie oczekiwano od niej atrakcyjnego ciała, pięknego lica czy seksapilu. Inaczej traktowano hetery – bogate, wykształcone kurtyzany wyżej rangi, których piękne ciała podziwiano, podobnie jak ich uwodzicielską zmysłowość i inteligencję. Niejednokrotnie stawały się one towarzyszkami życia ważnych osobistości świata władzy i greckiej kultury. Niektóre z nich wychodziły nawet z cienia swej profesji, jak Aspazja, uznawana za drugą żonę ateńskiego męża stanu Peryklesa. 

Czy o takiej właśnie pięknej heterze myślał Praksyteles, tworząc swój posąg   Afrodyty? Tak zdaje się nam sugerować legenda, która powstała jeszcze w starożytności, choć sporo czasu po śmierci wielkiego greckiego rzeźbiarza. Głosi ona, że pochodzący z Aten Praksyteles zabrał w swą podróż po Morzu Egejskim ukochaną heterę o imieniu Fryne. Stała się ona bohaterką licznych dzieł w całej sztuce europejskiej. Wspaniały obraz zadedykował jej w 1861 roku francuski malarz akademicki Jean-Léon Gérôme  (Fryne przed areopagiem). Aby zrozumieć scenę sądu, w której na obrazie bierze udział Fryne, musimy przedstawić jej winę, która polegała na tym, że w trakcie ceremonii poświęconych Posejdonowi w Eleusis piękna ateńska hetera zrzuciła swe szaty i całkowicie naga weszła do morza, wzbudzając swym postępkiem oburzenie uczestników tego święta. Oskarżona o bezwstydność, postawiona została przed grupą mężczyzn składającą się po części z odrzuconych przez nią adoratorów. W momencie, w którym obrońca, a zarazem kochanek Fryne miał zacząć swą mowę, zrzucił z niej szatę, ukazując piękno ciała i zawstydzoną twarz hetery. Co ciekawe, piękno to okazało się nie tylko najlepszą mową obronną, ale też argumentem, który zaważył na uniewinnieniu oskarżonej. Sędziowie ujrzeli bowiem przed sobą nie kobietę, ale ucieleśnienie bogini Afrodyty.



Praksyteles przybył na wybrzeże Azji Mniejszej w połowie IV wieku przed naszą erą. Zapewne w latach sześćdziesiątych w trakcie swej podróży po koloniach greckich na Morzu Egejskim odwiedził miasto Knidos (dzisiaj tureckie Tekir) – podówczas znaczący port i ośrodek leczniczy. Legenda głosi, że uwiecznić tam miał w marmurowym posągu Afrodyty swoją ukochaną. Rzeźba – pierwsza, jak się ocenia, monumentalna statua całkowicie nagiej kobiety w sztuce greckiej – zadedykowana została bogini miłości, ale równocześnie opiekunce żeglarzy. Powinowactwo bogini z żeglarzami ma swe źródła w micie głoszącym jakoby Afrodyta została zrodzona z morskiej piany. Jej posąg znajdował się w górującej nad miastem małej świątyni z widokiem na morze. Otaczały ją drzewa i krzewy. Dodać należy, że rzeźba była, zgodnie z ówczesną modą, polichromowana, czyli pokryta farbą, tak aby posąg wyglądał jak żywa postać. Nie wiemy, jakich barw użył malarz, który współpracował z Praksytelesem, i czy był nim ceniony przez niego Nikiasz; wiemy natomiast, że nie oglądamy rzeźby, którą podziwiali starożytni Grecy. Możemy sobie tylko wyobrażać, czym był tęskny wyraz oczu Afrodyty, opisywany w II wieku naszej ery przez Lukiana z Samosaty, który odwiedził wyspę i podziwiał posąg osobiście. Jej włosy mogły być pozłacane, podobnie jak widniejąca na jej przedramieniu bransoletka, szaty barwne, waza w kolorze gliny, skóra delikatnie beżowa, a oczy... niebieskie. Bogini ma drobne piersi, szerokie biodra i długie nogi. Jej mała głowa przypomina wręcz czaszkę greckiego efeba, nos jest wydatny, a usta pełne i małe. Gładkie uczesanie postaci nadaje jej czegoś wręcz androgenicznego.

Jedną z elementarnych cech posągu jest zastosowany w nim kontrapost, czyli takie ustawienie postaci, w którym ciężar ciała spoczywa na jednej nodze, druga natomiast jest odciążona i tylko lekko opiera się na ziemi. Dotyczy to też rąk – jedna z nich wspiera się na wazonie zwanym hydria, druga opada. Wygięciu ciała podporządkowuje się głowa, tworząc zakończenie esowatego łuku rozciągającego się aż po stopę. Szata i wazon pełnią w istocie funkcję zewnętrznego podparcia posągu,  który dzięki temu może pochylać się lekko do przodu. 

Za panowania Teodozjusza oryginalna rzeźba z Knidos została wywieziona do Konstantynopola, a następnie uległa zniszczeniu w trakcie pożaru w 475 roku, w którym spłonął pałac cesarski i znajdująca się w nim galeria sztuki.

Rzeźbę Praksytelesa wielokrotnie kopiowano jeszcze w okresie hellenistycznym. Wtedy też powstały liczne warianty monumentalnej statui Afrodyty, z tą najsławniejszą z wyspy Milos, która znajduje się obecnie w Luwrze (Wenus z Milo), a która pochodzi z II wieku przed naszą erą.


W okresie rzymskim z lubością kopiowano posąg i kopii tych znamy najwięcej. Posąg eksponowany w Muzeach Watykańskich uznawany jest za najwierniejszą (rzymską) kopię oryginału Praksytelesa. Początkowo znajdował się w zbiorach rodu Colonna (od 1556 roku), a następnie trafił do kolekcji papieskiej. Aż do 1932 roku prezentowany był (dla przyzwoitości) z okalającą łono i nogi bogini blaszaną draperią. Z czasem ją usunięto, a rzeźba znalazła odpowiednie miejsce i oprawę w tzw. Gabinetto delle Maschere w dawnym pałacyku papieża Innocentego VIII.

Posąg odzwierciedlał ideał kobiecej urody doby antyku, ale zaspokajał też męskie pragnienie podglądactwa, łączonego z przekonaniem, że podglądana powinna być zawstydzona i konfundowana tym faktem. Ten typ przedstawienia, zwany venus pudica (skromna Wenus), pojawia się nader często w sztuce greckiej (patrz: Przykucnięta Wenus). Nagość męska funkcjonowała jako oczywistość; nagość kobieca, nawet jeśli dotyczyła zalotnej, kochliwej i namiętnej bogini Afrodyty, była (o dziwo) zawstydzająca. Widzimy, jak wielką trudność stanowiło ukazanie choćby jej narządów intymnych – tu jest ich jakby pozbawiona, podczas gdy u nagich mężczyzn demonstrowano je z całą okazałością i bez najmniejszej pruderii. Trend ten kontynuowany będzie przez stulecia.

Dzięki odnalezionym do tej pory ponad pięćdziesięciu kopiom posąg stał się jedną z głównych inspiracji dla twórców sztuki wszech czasów. Zawstydzoną swą nagością Afrodytę z Knidos dojrzymy w średniowiecznych wizerunkach Ewy, w renesansowych boginiach (Sandro Botticelli Narodziny Wenus), a nawet w nowożytnych aktach. Można się nawet pokusić o hipotezę, że od tysięcy lat piękno ciała kobiety kojarzono z przynależnym jej poczuciem wstydu, dochodząc tym samym do wniosku, że nie był on wymysłem chrześcijaństwa, ale kultury greckiej.

 

Wenus z Knidos, rzymska kopia pochodzącego z połowy IV w. p.n.e. posągu Praksytelesa, ok. 205 cm, marmur, Musei Vaticani


Whoops, looks like something went wrong.